czwartek, 3 grudnia 2015

O rywalizacji


Wymagamy od młodych ludzi uczestnictwa w edukacyjnym wyścigu. Żyjemy w świecie mierników i wskaźników, rankingów i wykresów efektywności. Ekscytujemy się ocenami, nagrodami, pozycjami w konkursach. Porównujemy i zestawiamy. Eksponujemy wyniki testów. Warto zastanowić się nad sensownością takich działań. Zadać pytanie komu one służą? Na pewno nie naszym dzieciom. 

Szkoła nie jest dobrym miejscem na rywalizację. Nie sprawdza się w tej przestrzeni. Nie służy realizacji celów edukacyjnych. Zaburza naturalny rozwój uczniów. Człowiek jest przecież istotą społeczną, z natury predestynowaną do współdziałania. Wystarczy przyjrzeć się dzieciom, które nie są poddane zewnętrznej presji bycia lepszymi od innych. Pomagają sobie wzajemnie, wspierają w realizowaniu zadań, okazują zrozumienie dla słabości. Czerpią radość ze wspólnej aktywności. Wprowadzenie sztucznych mobilizatorów bardzo szkodzi temu procesowi.

Wymuszona rywalizacja, przekonuje Peter Grey autor książki „Wolne dzieci – nieustanne ocenianie i porównywanie uczniów przekazują dzieciom informację, że każde z nich powinno zająć się przede wszystkim sobą i być lepszym niż inni. Pomaganie kolegom może być uznane za oszukiwanie, a nawet zaszkodzić samemu pomagającemu, jeśli podniesie średnią ocen i obniży jego pozycję w klasie. Uczniowie czujący na sobie największą presję sukcesu dobrze to rozumieją: stają się bezwzględnymi bojownikami o oceny i pozycję. Ich celem nie jest współpraca, ale pokonanie innych.

Rywalizacja nie służy wzmacnianiu poczucia wartości. Wbrew pozorom nie buduje bardziej pozytywnego wyobrażenia o siebie. Pompuje ego, co jednak nie przekłada się na rzeczywiste samozadowolenie. Ludzie który weszli w tryb odgórnie sterowanej konkurencyjności stają się zależni od oceny innych. Brakuje im poczucia autonomii. Efektem jest bierna adaptacja do oczekiwań płynących z zewnątrz. Taki model uczy dzieci, że sukces w życiu bezpośrednio wynika z tego, jak zostaną ocenione przez innych – a nie jest pochodną wewnętrznej satysfakcji i poczucia sensu.

Rywalizacja nie ma wiele wspólnego z naturalną u człowieka chęcią doskonalenia się, potrzebą bycia coraz lepszym w dziedzinie, na której się zna, do której ma predyspozycje, do wykonywania pracy, która sprawia mu radość i dzięki której może zrobić coś wartościowego dla innych. Tu chodzi o pokonanie konkurenta, rozbicie przeciwnika, zademonstrowanie wyższości. Tymczasem prawdziwy rozwój polega na zmaganiu z samym sobą, z naszymi słabościami, z deficytami i blokadami, które hamują proces odkrywania siebie i utrudniają podążanie za marzeniami.

Jak pisze Gerald Huther: „ludzie podlegający naciskowi konkurencji nie rozwijają się i nie wykorzystują swoich możliwości, a współzawodnictwo wytwarza jedynie pogłębiające się specjalizacje. W wyniku konkurencji można wykształcić fachowych idiotów i wyczynowych sportowców, ale nie ludzi wszechstronnie wykształconych, kompetentnych na wielu obszarach, rozważnych, myślących perspektywicznie i działających odpowiedzialnie, silnych, pozostających w zgodzie ze sobą, zdolnych do nawiązywania relacji międzyludzkich”. 

Rywalizacja nie służy wreszcie budowaniu dobrych relacji. Niszczy ducha współpracy. Prowadzi do konfliktów, walk, zawiści. Jest przeciwskuteczna jeśli chodzi o interes całej grupy. Wiele badań pokazuje, że kiedy eliminujemy czynnik rywalizacyjny zespół pracuje sprawniej, efektywniej, osiąga lepsze wyniki.   

Edukacja to nie zawody sportowe. Celem uczenia się nie jest zdystansowanie innych uczniów, zamanifestowanie przewagi, dokarmienie ego kosztem pozostałych. Chodzi tu o zdobycie wiedzy, umiejętności, kompetencji pozwalających na lepsze rozumienie siebie i świata. Każdy zmierza do rozwoju własną drogą i własnym tempem. W tym procesie nie ma wygranych i przegranych. Każdy może być zwycięzcą.


Tomasz Tokarz

1 komentarz: