poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Nowy model organizacji

Mocno interesuje mnie ostatnio zagadnienie tzw. kompetencji przyszłości - umiejętności, kwalifikacji, których posiadanie umożliwi lepsze funkcjonowanie w realiach XXI wieku. Ich określenie jest oczywiście pochodną refleksji nad kierunkami rozwoju społeczeństwa w ciągu najbliższych dziesięcioleci. 

Wydaje się, że barometrem tendencji przyszłości są nowoczesne firmy - podmioty bardzo elastycznie reagujące na zmiany, dostosowujące się do potrzeb ponowoczesnego świata. Stanowią one jednocześnie miniaturę społeczeństwa jako całości. 


Obserwując trendy w najbardziej innowacyjnych korporacjach zauważalne jest stopniowe odchodzenie od wartości charakterystycznych dla epoki industrialnej. Można wskazać na następujące kierunki zmian:

a) zastępowanie modelu hierarchicznego (struktura pionowa, piramidowa) modelem sieciowym (poziomym, horyzontalnym). Jego podstawą są autonomiczne zespoły, grupy specjalistów posiadające dużą samodzielność a jednocześnie pozostające z innymi grupami w rozmaitych interakcjach, współzależne, wzajemnie oddziałujące na siebie, inspirujące się, wymieniające się wiedzą i doświadczeniem.

b) zastępowanie modelu przywództwa menedżerskiego (szef jako zarządca) - facylitacją. Rolą lidera jest ograniczana do roli koordynatora pracy zespołów. Liczą się kompetencje mediacyjne. Jego zadaniem jest przede wszystkim likwidowanie konfliktów jakie pojawiają się między nimi, usuwanie blokad komunikacyjnych, czyszczenie zatorów. Wszelka zbędna interwencja jest niewskazana.

c) zastępowanie modelu dyrektywnego (odgórne polecenia) - inicjatywami oddolnymi. To z poziomu autonomicznych zespołów mają wychodzić pomysły, koncepcje, propozycje zmian. To na "dole" kreowane są kierunki rozwoju firmy. Jak wskazywał Steve Jobs "Nie po to zatrudniamy mądrych ludzi, by im mówić, co robić. My zatrudniamy mądrych ludzi, by oni nam mówili, co robić".

d) zastępowanie modelu opartego na rywalizacji, walce o jednostkowy sukces mierzony wskaźnikami - modelem osadzonym na idei współdziałania, solidarnego działania dla dobra firmy. Coraz większą rolę odgrywają kompetencje interpersonalne, umiejętność komunikowania się, pracy w wielokulturowym zespole. Ważna staje się dobra atmosfera, zrozumienie, wzajemna akceptacja.

e) zastępowanie modelu motywacji zewnętrznej (nagrody i kary) - modelem bazującym na automotywacji. Coraz częściej dostrzega się, że nagrody są niezwykle zawodnym narzędziem inspirowania pracowników do kreatywnej pracy. Działają na krótko. O wiele bardziej sprawdza się odwoływanie się do motywacji wewnętrznej - naturalnej tendencji do samorozwoju, pasji działania, odkrywania, chęci działania dla dobra grupy.

f) zastępowanie modelu planowego (opartego na sztywnych regułach, schematach działania) modelem preferującym elastycznośc, labilność, dynamiczne reagowanie na nową sytuację.

Tego rodzaju tendencje wyznaczają nowe standardy w organizacji firm. Wymagają specyficznych predyspozycji, kompetencji, kwalifikacji. W związku z tym rośnie zapotrzebowanie na określony tym absolwenta, wykazującego się samodzielnością, samoświadomością, elastycznością, zdolnością do podejmowania decyzji, umiejętnością pracy w zespole, posiadającego wysokie kompetencje interpersonalne (komunikacyjne, mediacyjne), potrafiącego zarządzać samym sobą, o dużym poziomie automotywacji.




Tomasz Tokarz

piątek, 21 sierpnia 2015

Przemoc emocjonalna


Dużo miejsca w moich rozważaniach zajmuje ostatnio problem przemocy. Interesuje mnie przede wszystkim w kontekście edukacyjnym. Przyglądam się jej w przestrzeni szkolnej i rodzinnej, w relacji między dorosłymi a dziećmi. Jednak coraz częściej zaczynam dostrzegać jej wszechobecność także w układach między dorosłymi, czasem odbieranymi na zewnątrz jako harmonijne i stabilne. 

Przemoc, jak sama nazwa wskazuje, polega na odbieraniu mocy drugiej osobie, przezwyciężaniu jej, przemaganiu jej woli (i naginaniu do własnej). Jej istotą jest przedmiotowe traktowanie innego człowieka, jako narzędzia służącego realizacji naszych interesów, potrzeb, zachcianek, a przez to odbieranie mu autonomii, godności i poczucia wartości, pozbawianie prawa do poszukiwania szczęścia i urzeczywistniania własnej wizji dobrego życia. 

Przemoc zazwyczaj kojarzona jest z przemocą fizyczną, siłowym wymuszaniem działań zgodnych z intencją decydenta. W takim kształcie jest rozpoznana w dyskursie publicznym. Wiemy, jak na nią reagować. Dysponujemy programami jej przeciwdziałania. Jest namacalna, naoczna, zmysłowo uchwytna. 

Jednak przemoc ma także inne twarze, dużo bardziej subtelne, dyskretne, wyrafinowane. O wiele trudniej zidentyfikować przemoc emocjonalną. Trudniej się jej przeciwstawić, oprzeć, zmierzyć się z jej konsekwencjami. Trudniej udowodnić jej stosowanie. Trudniej dostrzec w sobie ofiarę. 

Podobnie jak w każdym innym wymiarze celem stosującego przemoc emocjonalną jest dążenie do zablokowania drugiej osobie możliwości swobodnego działania, a w konsekwencji ograniczanie jej przestrzeni do rozwoju, podcięcie skrzydeł, wrzucenie na barki przygniatającego balastu. Zamyka on ofiarę w ciasnej celi własnych wymagań, żądań, pragnień, roszczeń, nadmiernych oczekiwań - bez przyzwolenia na niezgodę, sprzeciw, na opór wobec wpajanej wizji, na samodzielne podejmowanie decyzji, przemówienie własnym głosem. 

Mocnym symptomem przemocy emocjonalnej jest dążenie do stałej kontroli nad drugą osobą np. przez mniej lub bardziej dyskretne izolowanie od kontaktów z innymi (bliskimi, przyjaciółmi, znajomymi), limitowanie i nadzorowanie spotkań czy rozmów telefonicznych, w skrajnych wypadkach sprawdzanie korespondencji.

Czasem przymuszający istotnie wierzy (na pewnym poziomie świadomości), że jego działania służą dobru drugiej osoby. Ustawia się w roli wybawiciela, ratownika, strażnika, chroniącego przed całym złem tego świata. Przedstawia samego siebie się jako byt niezbędny, niezastępowalny, niewymienialny, bez którego "podopieczny" sobie nie poradzi.  

Przemoc emocjonalna przejawia się dewaluowaniem drugiej osoby, dyskredytowaniem jej pragnień, deprecjonowaniem marzeń, ośmieszaniem jej punktu widzenia, zawstydzaniem. Paleta środków jest bogata: obelgi, wyzywania, fochy, pretensje, permanentne krytykowanie, wyśmiewanie, poniżanie ale też sugestie, "dobre rady", płacz, prośby o zrozumienie, "przebaczenie", o kolejną szansę. Towarzyszy temu nierzadko przerzucanie odpowiedzialności na ofiarę (wmawianie jej, że sprowokowała przemoc). 

Bardzo skutecznym narzędziem przemocowym jest szantaż emocjonalny: warunkowanie bliskości, ciepła, wysłuchania od dostosowania się do określonych oczekiwań, uzależnianie okazania miłości od spełnienia specyficznych postulatów. Ale chyba najbardziej wyrafinowaną techniką jest intencjonalne wywoływanie poczucia winy, połączone z wykorzystaniem wiedzy o lękach i deficytach drugiego człowieka. 

Szczególnie niszczące, rozkładowe jest praktykowanie takich działań w relacjach rodzinnych czy związkowych. Jeśli spędzamy dużo czasu przy innej osobie, towarzyszymy jej w codzienności, mamy wspólne przeżycia to dobrze znamy jej słabe strony. Wiemy gdzie uderzyć, by naprawdę zabolało. Którą strunę psychiki poruszyć, by spowodować pożądaną reakcję. Jaki słów użyć, by wywołać płacz lub wściekłość, przeczołgać po ziemi. Osoby o tendencjach przemocowych czerpią amunicję z bycia razem i nie wahają się jej użyć.   

Nacisk emocjonalny bywa gorszy od bezpośredniego zastosowania siły fizycznej. Trudno go udowodnić - nie pozostawia zewnętrznych śladów. Jej efektem są natomiast głębokie urazy wewnętrzne, siniaki i guzy w psychice, trudno gojące się rany, niedostrzegalne przez obserwatorów. Ofiara pozbawiana jest energii, chęci życia, radości, poczucia wartości. Zaczyna źle myśleć o sobie, obwiniać się, traci pozytywny obraz samej siebie. Można zapomnieć słowa i czyny - trudniej wyrzucić z pamięci emocje, jakich doświadczaliśmy w kontakcie z drugim człowiekiem. 

Co charakterystyczne, w relacji przemocowej między dorosłymi niejednokrotnie zachodzi symptomatyczny mechanizm wymiany ról: kata i ofiary. Przypomina to toksyczny walc, z okresową podmianą prowadzącego i prowadzonego. Osoba tłamszona, ograniczana, zdominowana potrafi wypracować sobie specyficzne (pasywno-agresywne) mechanizmy obronne. Kiedy tylko wyczuje przejściową czy miejscową słabość oprawcy - umie się odegrać: uderzyć znienacka lub wymierzać utajone i trujące sztychy. Nie trzeba dodawać jako niezwykle destrukcyjna jest tego rodzaju relacja. Emocjonalny rollercoaster odbiera poczucie bezpieczeństwa wszystkim stronom destrukcyjnego układu. 

Warto zaznaczyć, że przemoc, wbrew pozorom, nie wynika z poczucia siły. Jest przejawem niemocy,  objawem słabości, bezradności, bezsilności. U jej podłoża tkwią mocne kompleksy, emocjonalne deficyty, przepastne dziury, urazy i fobie. Człowiek silny, świadomy siebie, dobrze skontaktowany z emocjami nie musi uciekać się do takich środków. Traktuje innych jako wolne istoty, mające naturalne prawo do realizacji siebie. Jest samodzielny, pełny sobą. Nie potrzebuje innych ludzi jako narzędzi do wypełniania wewnętrznej pustki. 

Temat przemocy jest niezwykle złożony. Niemożliwe jest poruszenie wszystkich aspektów w krótkiej notce. Warto przyjrzeć się temu bliżej, szerzej, głębiej. Na pewno niebawem wrócę do tej kwestii.

Tomasz Tokarz  


poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Strach


Zaczynam podejrzewać, że nie ma emocji powszechniejszej niż strach - o różnych obliczach, wcieleniach, twarzach. Czasem widoczny jest od razu, przebija się wyraźnie na zewnątrz, towarzyszy ci nieodłącznie, możesz go dotknąć i posmakować. Zdajesz sobie sprawę z jego obecności, rozmawiasz z nim, potrafisz nazwać, opisać, nawet zinterpretować. Mimo to nie znika.

Czasem jest głęboko ukryty, przyczajony, nieuświadomiony. Zagnieżdża się w miejscu, do którego nie docierasz myślą. Sączy jad, którego źródeł nie znasz.

Można oczywiście żyć ze strachem. Nawet całkiem poprawnie funkcjonować. Zbudować sobie pseudobezpieczny świat i szukać im w nim szczęścia. Jednak strach blokuje zmianę, która jest nieodłączną częścią rozwoju. Hamuje proces poznawania siebie. Powstrzymuje nas przed tym, czego naprawdę pragniemy.

Czego się boimy? Myślę, że najczęściej po prostu nowej sytuacji. Przyzwyczajeni do pewnego układu zmiennych, schematów jakie znamy (które wszczepiono nam już w dzieciństwie), skryptów wpisanych nam do głów, kolein, jakimi się przemieszczamy - obawiamy się nowego, którego może dać nam zadowolenie i spokój ducha, ale może także przynieść ból. "Lepszy stary smutek, niż nowa radość". Przemiana może prowadzić do odrzucenia (w szerokim znaczeniu - przez bliskich, otoczenie, środowisko, społeczeństwo) a w konsekwencji - do samotności, bezradności, utraty stabilności (najczęściej bardzo fikcyjnej ale oswojonej).

Są różne strategie reagowania na strach. Niektórzy wycofują się, niemal delektują się biernością. "Nie da się nic zrobić". Nie podejmują działań, nie szukają rozwiązań. Pozwalają lękom panować nad życiem. Poddają się syndromowi sztokholskiemu - uzależniają się od strachu-oprawcy, usprawiedliwiają go, pozwalają mu się zdominować, czerpiąc nawet z tego pewną, dość specyficzną, satysfakcję.

Inni, często nieświadomi podłoża swych lęków, wybierają drogę agresji, walki, zaciekłej konfrontacji. Ich reakcją obronną jest kompulsywny atak, dążenie do dominacji, kontroli, wpływania na innych. Władza staje się dla nich substytutem szczęścia. Wbrew pozorom taka postawa ma także wyraźny charakter ucieczkowy.

Co zatem zrobić ze swoim strachem - jeśli już zdecydujemy się coś z nim robić? Przede wszystkim rozpoznać go (enlightment), potem wzmocnić się, znaleźć siłę (w sobie i bliskich), by się z nim zmierzyć (empowerement), w końcu podjąć działania, w stronę wyzwolenia (emancipation). Brzmi bardzo prosto, banalnie. W istotne jest niezwykle trudne. Wymaga cierpliwości, determinacji, mocnego przekonania (własnego! - nie narzuconego przez innych). I nie ma tu prostych recept. Każdy musi poszukać własnej drogi w tych zmaganiach. We właściwym czasie.

Tomasz Tokarz

niedziela, 16 sierpnia 2015

Towarzyszenie



Podstawową rzeczą, którą odkrywasz praktykując dialogową, partnerską rozmowę z drugim człowiekiem jest doświadczenie jego odmienności, różnorodności, unikalności. Mimo pozornych podobieństw każdy z nas stanowi niepowtarzalny podmiot, z własnymi swoistymi doświadczeniami, potrzebami, oczekiwaniami. 

W konsekwencji stopniowo odchodzisz od roli mentora,  porzucasz kostium hiperznawcy, nieomylnego autorytetu, który wie lepiej niż Twój rozmówca, jak powinien żyć, którą drogą kroczyć, jakich czynów unikać. Pojmujesz, że nie jesteś od przekonywania go do takich czy innych rozwiązań, tak samo jak nie jest twoim zadaniem naciskanie, poddawania presji czy stawianie ultimatum. 

Wyzbywasz się z czasem się tendencji do udzielania rad, wskazówek, sugestii. Zawsze to będą tylko przekazy zewnętrzne. Odbiorca może je wdrożyć, zastosować, zrealizować ale przez to nie staną się jego własnymi. Nigdy nie będzie się z nimi czuł, jak u siebie. Nie będzie do nich przekonany. 

Szybko pojawią się wahania, rozterki, dylematy. Ujawnią się wątpliwości, czy decyzja była na pewno właściwa. Efektem może być obarczanie doradzającego (Ciebie) winą za rozwój wypadków. Atrybucja, czyli przerzucanie odpowiedzialności za własne niepowodzenia na obiekt zewnętrzny, to w takim przypadku często stosowany mechanizm obronny. 

Po przeprowadzeniu pewnej liczby rozmów na zbliżone tematy, analizując podobne (choć przecież nigdy tożsame) sytuacje możesz popaść w pułapkę analogii, której efektem jest projektowanie. Zdarza ci się "wiedzieć", co rozmówca musi zrobić w danej sytuacji, doskonale "przewidywać" rozwój wypadków, czuć, co się może stać w wyniku podjęcia/niepodjęcia określonego działania. Pojawia się to charakterystyczne: "Wiem, jak będzie..." czy „Powinnnaś/powinieneś zrobić to i to”.  

Początkowo trudno się wyzbyć takich skłonności. Jest to jednak konieczne. Po pierwsze nigdy nie masz pewności, co rzeczywiście jest najlepsze dla drugiej osoby i jak potoczy się jej historia; po drugie – dla samej zasady nie powinieneś dostarczać nikomu gotowych rozwiązań, nawet będąc przekonany, co do ich słuszności. Tylko własne przeżycie, własne doświadczenie (co czasem oznacza bolesne zetknięcie z ziemią) pozwoli drugiej osobie naprawdę utożsamić się z dokonanym wyborem. Przyjąć go jako swój, zaakceptować i ponieść jego konsekwencje. 
Każdy sam odpowiedzialny jest za swoje życie. Nikt inny go za niego nie przeżyje. Nie weźmie na barki odpowiedzialności za dokonane wybory. Nie zapłaci frycowego. 

To, co możesz dać rozmówcy to przestrzeń (uważność, spokój, czas), w której odkryje, co potrzebuje, czego naprawdę pragnie. Najczęściej na drodze prób i błędów. W procesie konfrontacji z lękami, strachami, słabościami. Możesz stać obok niego i towarzyszyć mu w procesie zmiany. Tylko i aż tyle.


Tomasz Tokarz