Jeden
z podstawowych zarzutów stawianych edukacji demokratycznej (odwołującej się do
idei poszerzania sprawstwa dzieci, akcentującej ideał człowieka samodzielnego, autonomicznego, polegającego na wewnętrznej motywacji, potrafiącego współdziałać z innymi dla realizacji własnych celów i odpowiadania na potrzeby społeczne) dotyczy jej rzekomej nieadekwatności do realiów
współczesnego świata. Krytycy wskazują, że przyznanie uczniom zbyt dużej przestrzeni do swobodnego działania uczyni ich de facto (paradoksalnie) bezbronnymi wobec wyzwań
codzienności.
Przekonują,
że absolwent szkoły opartej na wzorcach wolnościowych nie odnajdzie się w
świecie sztywnych zasad, reguł, ram. Nie wkomponuje się w otoczenie złożone z
dyrektywnych przełożonych i biernych wykonawców (pobudzanych do działania kijem
i marchewką, naganami i premiami). Nie będzie umiał poddać się dyktatowi zewnętrznych norm,
odgórnych dyrektyw, rygorowi dyscypliny mającej źródła poza nim samym. Nie dopasuje się do krępujących wymagań.
W konsekwencji zagubi się w rzeczywistości opartej na posłuszeństwie i schematycznym działaniu. Z powodu kontestującej postawy nie znajdzie pracy lub nie będzie w stanie wytrwać w niej przez dłuższy czas.
W konsekwencji zagubi się w rzeczywistości opartej na posłuszeństwie i schematycznym działaniu. Z powodu kontestującej postawy nie znajdzie pracy lub nie będzie w stanie wytrwać w niej przez dłuższy czas.
Nie
sądzę, aby tego rodzaju pesymizm znajdował uzasadnienie w faktach. To właśnie
człowiek samodzielny w myślach i czynach wydaje się najlepiej przygotowany do
wyzwań, które niesie ze sobą świat. Zdolność nadawania kierunku własnemu życiu
chroni przed zagubieniem. Umożliwia odnalezienie własnej drogi. Pozwala na elastyczne działanie, na twórcze
przekształcanie środowiska pod swoje potrzeby, na modyfikowanie otoczenia
zamiast podporządkowania mu się.
Model
nakazowo-rozdzielczy nie jest przecież aż tak dominujący, by obezwładniał,
ograniczał, kasował alternatywy. Można zbudować własne przestrzenie do
funkcjonowania, odnaleźć wyspę wolnego zawodu, stworzyć enklawę własnej firmy.
Co więcej, wszystko wskazuje na to, że ewolucja życia społecznego (także sfery
biznesu) idzie w stronę organizacji sieciowych, opartych na suwerenności tworzących je podmiotów, premiujących niezależność i samodzielność.
Firmy, pisze Jesper Juul, nie chcą posłusznych wykonawców rozkazów, ale odpowiedzialnych
i silnych osobowości, które potrafią pracować w sposób kreatywny i podejmować
samodzielne decyzje. Potrzebują
pracowników, którzy potrafią myśleć samodzielnie i niestandardowo i nie
wtapiają się w tłum. Tylko tacy ludzie są w stanie sprawić, że nasze
społeczeństwo nie tylko przetrwa, ale będzie mogło żyć dobrze.
Ale
nawet gdyby świat istotnie miał wspomniane cechy, gdyby rzeczywiście
posłuszeństwo zapewniało większą stabilność, przekładało się na wyższy poziom
bezpieczeństwa, dawało lepsze perspektywy na wysoko płatną pracę... Czy to
wszystko mu determinować nasze postawy?
Czy naszym zadaniem jest po prostu dostosowywanie naszych dzieci do obowiązującego modelu? Czy mamy je tresować? Wdrażać do uległości? Przygotowywać do wykonywania poleceń, których sensu nie dostrzegają? Wkładać w sztywne struktury? Urabiać? Bo dzięki temu będzie im łatwiej? Lepiej sobie poradzą? Będą lepiej przystosowane? Mocniej zaadaptowane? Skuteczniej wpasują się w oczekiwania pracodawców? W ten sposób pożądana zmiana nigdy nie nastąpi.
Czy naszym zadaniem jest po prostu dostosowywanie naszych dzieci do obowiązującego modelu? Czy mamy je tresować? Wdrażać do uległości? Przygotowywać do wykonywania poleceń, których sensu nie dostrzegają? Wkładać w sztywne struktury? Urabiać? Bo dzięki temu będzie im łatwiej? Lepiej sobie poradzą? Będą lepiej przystosowane? Mocniej zaadaptowane? Skuteczniej wpasują się w oczekiwania pracodawców? W ten sposób pożądana zmiana nigdy nie nastąpi.
Być
może świat jest taki, jakim go opisujemy (oparty na posłuszeństwie, nakazach, uniformizacji, zrzucaniu
odpowiedzialności na innych), bo tworzą go ludzie, którzy dorastając nie
doświadczyli możliwości podejmowania realnych decyzji. Ludzie, którzy nie
wyobrażają sobie innego świata, bo go nie zaznali, nie doświadczyli. Ludzie,
którzy funkcjonują w pewnej narracji wyłącznie dlatego, że brakuje im języka,
by wyartykułować inną. Może gdyby edukowali się inaczej - myśleliby i
działali w dorosłym życiu w inny sposób.
Może zatem przyszedł czas, by konstruować alternatywny model relacji
społecznych - właśnie za pomocą nowej edukacji. Podejmowania
decyzji uczymy się bowiem jedynie poprzez ich podejmowanie - nie przez wykonywanie poleceń.
Musimy mieć do tego przestrzeń, wzrastać w miejscu pozwalającym nam na
elastyczne, kreatywne, przedsiębiorcze działanie.
Edukacja w wolności wydaje się zatem dużo bardziej przystającą do realiów świata niż tzw. tradycyjne nauczanie oparte na paradygmacie przemocy i ujednolicania.
Edukacja w wolności wydaje się zatem dużo bardziej przystającą do realiów świata niż tzw. tradycyjne nauczanie oparte na paradygmacie przemocy i ujednolicania.
Tomasz Tokarz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz