czwartek, 10 września 2015

Islamski fundamentalizm






Wydarzenia ostatnich miesięcy (rozwój ISIS, wzrost zagrożenia terroryzmem, pojawienie się mas uchodźców) skłaniają nas po raz kolejny do zadania pytań o relację między światami Zachodu i Islamu. Sięgamy ponownie do teorii zderzeń cywilizacji Samuela Huntingtona. 
Ten amerykański politolog w książce wydanej w 1996 roku wskazywał, że między cywilizacjami łacińską a muzułmańską występują trudne do pogodzenia sprzeczności. Obie opierają się na monoteistycznych, uniwersalistycznych religiach, mających charakter misjonarski. Jednocześnie operują sprzecznymi wizjami rzeczywistości, poglądami na temat porządku świata. 
Huntington zakończył swe rozważania konkluzją, że póki Islam pozostanie Islamem a Zachód Zachodem "podstawowy spór między dwiema wielkimi cywilizacjami i stylami życia będzie nadal określał ich stosunki w przyszłości, tak jak było to przez minione czternaście stuleci". 
Niewątpliwie w tezach stawianych przez Huntingtona jest wiele słuszności. Jednak nie musimy ulegać jego pesymistycznej wizji.
Przede wszystkim problemem dla Zachodu nie jest islam jako religia czy zjawisko kulturowe (zresztą czy przy tylu nurtach, odłamach, rozgałęzieniach jest coś takiego jak homogeniczny Islam?), lecz islamski fundamentalizm, ruch polityczno-społeczny odwołujący się do Koranu, ale wypaczający w wielu miejscach jego pierwotny sens, dla którego terroryzm stał się podstawowym narzędziem walki. 
Mamy do czynienia z grupami radykałów postrzegających świat w kategoriach manichejskich: wierzący (dobrzy)/niewierzący (źli), interpretujących pojęcie "dżihadu" w kategoriach "świętej wojny islamu przeciwko cywilizacjom niewiernych", dążących do budowy politycznego systemu opartego na prawie boskim (szariat).
Francis Fukuyama porównuje fundamentalizm islamski (islamo-faszyzm) do narodowego socjalizmu w międzywojennych Niemczech. Oba ruchy polityczne odwołują się do mitycznej tożsamości, religijnej czy rasowej, diagnozują zastaną sytuację w kategoriach upadku wartości i autorytetów oraz postulują rewolucję, mającą na celu budowę lepszego świata.
Fundamentalistów islamskich cechuje wrogość wobec zachodniego modernizmu. Odrzucają ideały demokracji liberalnej, traktując je jako przejaw dekadencji, a jednocześnie zagrożenie dla tradycyjnego Islamu. Zamiast globalizacji i uniwersalizmu proponują etnocentryzm, zamiast postępu - nienaruszalną tradycję, zamiast indywidualizmu - kolektywizm, zamiast demokracji - autorytarne rządy kapłanów, zamiast swobody decydowania o sobie - bezkrytyczne posłuszeństwo. 
Mamy niewątpliwie do czynienia z ruchem fanatyków, pogardzających "niewiernymi", gotowych do mordów w imię wyznawanych wartości. Taka sytuacja zmusza do zdecydowanych działań. Nie można uniknąć akcji zbrojnych. W działaniach prewencyjnych należy jednak zachować rozwagę. 

Przede wszystkim Zachód musi unikać ukazywania wojny z terroryzmem jako wojny z Islamem jako religią i cywilizacją. Nie może ulec retoryce nienawiści. To woda na młyn muzułmańskich ekstremistów, dążących do wykopania przepaści między społeczeństwami Zachodu i krajów islamskich. 
Należy przeciwdziałać opanowaniu dyskursu przez radykałów, po jednej czy po drugiej stronie. Propagowanie koncepcji "wojny cywilizacyjnej" może wywołać efekt samorealizującej się przepowiedni. Jej założenia staną się faktem, jeśli strony konfliktu potraktują je serio i zaczną zgodnie z nimi postępować. Teoria zderzeń może w efekcie okazać się katalizatorem rzeczywistej wojny światowej. 
Dialog z Islamem jest konieczny, nawet jeśli wydaje się trudno osiągalny. Łacinnicy powinni konsekwentne wspierać muzułmanów sprzeciwiających się terroryzmowi, w nadziei, że ich głos stanie się głosem całego islamskiego świata. Istnieje potrzeba rozpoznania wartości wspólnych dla obu cywilizacji i zbudowania fundamentu dla koegzystencji. 
Do tego nieodzowna jest trzeźwość i rozwaga. Konieczna jest rezerwa wobec doniesień medialnych. Szczególnie przekazy internetowe epatują budzącymi grozę zdjęciami i filmami. Widzimy obcinane głowy, gwałty, tortury. Trudno przejść obok tego obojętnie. Ale jeszcze trudniej spróbować spojrzeć na to, jak na margines w kontekście całego islamu, jak na przejaw wypaczenia, jak na potworną aberrację. 
Przecież można odwrócić oskarżenia. Pokazywać chrześcijan (zachodnich czy wschodnich) przez pryzmat nagrań amerykańskich żołnierzy torturujących więźniów, zdjęcia trupów na ulicach zbombardowanych irackich czy afgańskich miast, wizerunków rosyjskich siepaczy mordujących schwytanych Czeczenów czy Ukraińców czy serbskich bojowników po masakrze w Srebrenicy. Można eksponować burdy wszczynane na ulicach europejskich miast przez białych radykałów. Pokazywać efekty działań Brevika, IRA czy RAF.
Czy symbolem chrześcijańskiej cywilizacji są niemieckie obozy zagłady? Czy są nim wioski w Wietnamie zniszczone napalmem? Grzyby po wybuchach bomb atomowych nad Hiroszimą i Nagasaki? Mordy dokonane na Afrykanach przez Belgów (Kongo) czy Niemców (Namibia)? Brutalne działania Francuzów w Algierii? Obozy koncentracyjne tworzone przez Brytyjczyków (dla Burów czy Kenijczyków)? Brutalne rzezie na Polakach na Wołyniu?
Postawa otwartości, zrozumienia, dialogu nie oznacza wyrzeczenia się prawa do obrony, do podjęcia zdecydowanych działań, do zagwarantowania sobie bezpieczeństwa. Eskalacja działań fundamentalistów przeciw Zachodowi wynika m.in. z przekonania o jego moralnej, duchowej słabości. Terroryści liczą, że społeczeństwa Europy czy Ameryki ulegną psychozie strachu, ulegną naciskowi, szantażowi.
Konieczna jest konsolidacja łacińskiego świata. Zachód musi bronić wartości, które określają jego tożsamość, które decydują o jego wyjątkowości tj. etyka greko-chrześcijańska, wolność indywidualna, demokracja, pluralizm, indywidualizm, prawa człowieka. Niezbędne jest pogłębienie integracji politycznej, gospodarczej, wojskowej i politycznej państw zachodniego kręgu kulturowego.
Od tego w gruncie rzeczy zależy. choć pewnie zabrzmi to nieco patetycznie, los całego świata.

Tomasz Tokarz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz