Jakże mocno brakuje mi w szkołach mądrej edukacji seksualnej. Kładącej nacisk na szacunek do ciała swojego i drugiej osoby, na poszanowanie intymności. Uczącej świadomego wchodzenia w życie seksualne, określania własnych granic oraz uznawania ich u innych. Sprzyjającej refleksyjnemu wpleceniu erotyzmu we własny system wartości i umiejscowieniu na adekwatnym miejscu.
Oczywiście - szacunek dla cielesności jest pochodną szacunku do siebie jako człowieka, konsekwencją poczucia własnej wartości. Dopiero wówczas sfera seksualna stanie się obszarem rzeczywiście świadomych i autentycznych działań a nie (jak to sie niejednokrotnie zdarza) kartą przetargową, środkiem płatniczym, narzędziem szantażu emocjonalnego, realizacją obowiązku ("bo odejdzie"), sferą rywalizacji (kto pierwszy i ile razy), instrumentem pompowania ego czy kompensatorem lęków przez bliskością
A propos edukacji seksualnej...
Podobno w tradycji wychowawczej templariuszy chłopcom pokazywano ostry miecz i różę a następnie zadawano zagadkę: kiedy miecz może przeniknąć do zalążni róży, do jej istoty, bez uszkodzenia płatków, bez jej zranienia?
No właśnie kiedy?
Dopiero, gdy ta się całkowicie otworzy...
Ładne to takie - metaforyczne...
Tomasz Tokarz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz