Odwiedziłem kilka dni temu Centrum Nauki Kopernik. Wszystkie wystawy ciekawie pomyślane, aktywizujące, dające przestrzeń do samodzielnej eksploracji. Wiele z rozwiązań tam realizowanych można by wykorzystać w organizacji szkoły. Niemniej poczułem też pewien niedosyt. Centrum to wciąż sztuczny świat zamknięty w czterech ścianach, wykreowany przez dorosłych dla dzieci - w sposób inspirujący, niemniej mocno zalgorytmizowany.
Zauważylem też, że po godzinie ogarnęło mnie lekkie znużenie. Pewnie dużo minęło czasu od momentu kiedyjako maly chłopiec z wypiekami na twarzy czytałem historie wynalazców i odkrywców, opowieści o wielkich przełomach technologicznych i naukowych. Może szkoła skutecznie skasowała moją milość do fizyki a może to nie była po prostu moja ścieżka.
W każdym razie w pewnym momencie złapałem się na tym, że nie patrzę na eksponaty. Że bardziej intryguje mnie coś innego: interakcje dokonujące się w budynku. Te wszystkie gry przelatujących przez hale gimnazjalistów, starających się zaimponować swoim rówieśnikom i rówieśniczkom. Popisy i rezygnacje. Próby ukazania przewagi. Odrzucenia i przyciągania, wykluczenia i inkluzje. Miejsca przyciągające chłopców i punkty wokół których skupiały się dziewczyny. Zdecydowanie najciekawszymi obiektami do obserwacji, nawet w centrum nauki i techniki, pozostają sami ludzie.
Tomasz Tokarz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz