Od czasu do czasu w dyskursie publicznym pojawiają sie alarmistyczne głosy, podszyte grubo lękiem, ostrzegające przed cyfrową demencją, straszące atomizacją społeczną, do jakiej miała doprowadzić ekspansja multimediów. Obawy znajdują przełożenie na postulaty zakazania uczniom korzystania z sprzętu elektronicznego w szkole. W opowieściach o zagrożeniach przemieszane są fakty i mity, sensownym diagnozom towarzyszą niezwykłe uproszczenia, głębokim refleksjom - slogany i stereotypy.
Oczywiście można szukać niebezpieczeństw ale... Nie bawmy się w hipokrytów. Przecież my dorośli też korzystamy z urządzeń multimedialnych. Trudno mi wyobrazić sobie uczenie, zdobywanie informacji, promowanie wiedzy bez ich udziału. Dla mnie laptop czy smartfon to podstawowe narzędzia pracy. Facebook - główny instrument edukacyjnego oddziaływania. Gdyby ktoś mi zakazał korzystania z tych rzeczy czułbym się niezwykle zubożony. Uwielbiam kontakt bezpośredni, rozmowę, wymianę zdań na żywo - niemniej to media społecznościowe są dla mnie dziś wstępem do ich nawiązania. Dzięki facebookowi znalazłem wiele osób dziś mi bardzo bliskich. W jaki sposób social media kastrują komunikację? Owszem - nieco ją zmieniają, ale czy istotnie na gorsze? Często ożywiają kontakty. Wiele badań pokazuje przecież, że interakcje na Facebooku korelują pozytywnie z relacjami w świecie realnym.
Wracając do szkoły. Skoro małe urządzenie zapewnia nam dostęp do ogromnej wiedzy, niezliczonych danych, setek filmów edukacyjnych, dziesiątek opracowań, jeśli ułatwia kontakt z innymi ludźmi na całym świecie - to dlaczego z niego nie korzystać? Czemu nie dostosować go do potrzeb uczniów i celów szkoły? Czemu udawać, że ono nie istnieje? Czy zakaz spowoduje, że uczniowie automatycznie nawiążą mocne i trwałe relacje? Zaczną odnosić większe sukcesy? Lepiej przyswajać wiedzę? Niby w jaki sposób? Problemem nie jest przecież samo używanie tego rodzaju sprzętów - lecz to, w jaki sposób i do czego się je stosuje. Można robić nimi sweet focie czy grać w strzelanki a można eksplorować zasoby bibliotek lub tworzyć własne projekty naukowe. Dlaczego uczniowie nie mają robić blogów na lekcjach? Układać (za pomocą specjalnych programów) zagadek dla kolegów i koleżanek? Projektować gier edukacyjnych?
Moja ogólnie pozytywna opinia o ICT nie znaczy, że jestem entuzjastą wprowadzania multimediów za wszelką cenę. Czasem jest to robione kompletnie bez sensu, bez wizji, bez rzeczywistego rozpoznania potrzeb. Ot kupuje się propagandowo gadżety, tablice i komputery, które potem obrastają kurzem - bo brakuje pomysłów na ich wykorzystanie. Cyfryzacja nie jest wszakże wartością samą w sobie. Samo wyposażenie klasy w laptopy nie jest żadnym kluczem do sukcesu - jeśli uczeń nie potrafi ich sensownie używać. Rozdanie smartfonów ludziom o niskim kapitale społeczno-kulturowym nie spowoduje wzrostu ich świadomości. Powiedzmy sobie jasno - żaden sprzęt nie zastąpi dobrego nauczyciela, refleksyjnego, empatycznego, rozumiejącego uczniów, otwartego na nich głosy, stojącego po ich stronie, posiadającego szerokie horyzonty. Prawdziwy rozwój odbywa się przez interakcje. Jeśli nauczyciele i uczniowie lubią i szanują się nawzajem edukacja będzie przebiegać sprawnie. W takich okolicznościach komputery czy tablety staną się jedynie przydatnym dodatkiem do fascynującej przygody z wiedzą, technicznym wsparciem na drodze do poznania siebie i otaczającego świata.
Tomasz Tokarz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz