Odnośnie debaty o pułapkach indywidualizmu... Zorientowałem się, że wszystkie trzy moje lubione lektury z czasu liceum było opowieściami o skrajnych indywidualistach, którzy nie mieścili się w istniejącym modelu kulturowym i społecznym. Podjęli z nim walkę i przegrali.
Raskolnikow, zapłodniony ideami nadczłowieka działającego poza dobrem i złem, niosącego światu nowe zbawienie a w związku z tym niekrępowanego konwenansami chrześcijańskiej moralności, miota się i upada przytłoczony własną słabością. Rodzi się na nowo dzięki Ewangelii, wyrzekając się marzeń o niezależności.
Martin Eden, równie mocno zauroczony nietzscheańską wizją rycerza na białym koniu, mocnego, odważnego, samo stanowiącego o sobie, wojownika rozbijającego w puch skarlały świat kapitalizmu, obalającego bastiony drobnomieszczańskiej mentalności ale także stawiającego opór rosnącemu w siłę socjalizmowi, popełnia na końcu samobójstwo świadomy nieodwracalności procesów społecznych, które budziły w nim niepokój.
Klęskę ponosi także Winston Smith, próbujący zachować siebie w realiach totalitarnego systemu, szukający resztek autonomii w miłości i pamiątkach przeszłości, podejmujący bunt w imię prawa do głoszenia, że dwa plus dwa równa się cztery. Okazuje się, że nawet jego rebelia była wpisana w logikę systemu. Wraca jako trybik, kochający Wielkiego Brata i wyrzekający się tego, co było osnową jego snu o wolności.
"Jednostka - zerem, jednostka - bzdurą,
sama - nie ruszy pięciocalowej kłody,
choćby i wielką była figurą,
cóż dopiero podnieść dom pięciopiętrowy".
Tomasz Tokarz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz