Mamy
mocną tendencję do stosowania kar. Traktujemy je jako ważne narzędzie
procesu wychowawczego. Najczęściej używamy ich w nadziei, że "czegoś
nauczą nasze dzieci". Że za ich pomocą uda nam się zmienić ich
zachowanie. Że jeśli odpowiednio wystymulujemy ich
postawy, będą w przyszłości postępowały w określony sposób.
I kary rzeczywiście uczą pewnych
zachowań. Istotnie mają wpływ na dziecko. Niekoniecznie jednak taki, jaki
byśmy chcieli.
Po
pierwsze: kary uczą, że silniejszy ma zawsze rację. Że może
narzucić słabszemu swą wolę. Arbitralnie decydować o innych.
Rozstrzygać, jak powinni postępować. Wymusić na nich pewne
działania. Wystarczy posiadać atrybuty władzy. Kary uczą wykorzystywania swojej przewagi.
„Z kar dziecko, pisze Alfie
Kohn, uczy się jednego: kiedy najważniejsze osoby w jego życiu, na
których powinien się wzorować, maja problemy, starają się je
rozwiązać za pomocą siły, unieszczęśliwiając inne osoby i
zmuszając je do kapitulacji”.
Po
drugie: kary uczą kłamstwa i manipulacji. Ukarane dziecko zazwyczaj
nie rozważa tego, co zrobiło i dlaczego to zrobiło. Przede
wszystkim zastanawia się, jak w przyszłości uniknąć przykrych
konsekwencji. Skupia się na tym, jak następnym razem nie zostać przyłapanym. Zaczyna kalkulować ryzyko, analizować zyski i
straty, kombinować, opracowywać strategie zatajania.
Ukarane dziecko w przyszłości będzie raczej skłonne do ukrywania swoich
działań (jeśli zaspokajają jakieś jego potrzeby) niż do ich unikania. Będzie uciekało się do kłamstwa, bo zauważy, że chroni ono przed
przykrymi skutkami czynów (choć czasem tylko chwilowo, co wpływa
jedynie na doskonalenie metod kamuflowania). Dzieci, które nie
są karane zazwyczaj nie kłamią. Nie muszą.
Po
trzecie: kary uczą egoizmu. Ukarane dziecko ma poczucie
krzywdy i niesprawiedliwości. Skupia się na własnym bólu i cierpieniu. Koncentruje się na własnych, partykularnych potrzebach. Karane dzieci rzadko zastanawiają się, jak ich zachowanie wpływa
na innych ludzi.
Jak wskazują, Deci i Ryan (twórcy teorii autodeterminacji) dzieci rodzą się wyposażone w „żyroskop z naturalną samoregulacją”. Nadmierna kontrola, oparta na karach, strachu, represjach, prowadzi do jego zakłócenia. Zaburza wrodzony kompas. Człowiek staje się zależny od zewnętrznych regulatorów, cudzych oczekiwań i żądań. Buntując się przeciw temu, zaczyna postrzegać innych jako zagrożenie dla swego "ja".
Jak wskazują, Deci i Ryan (twórcy teorii autodeterminacji) dzieci rodzą się wyposażone w „żyroskop z naturalną samoregulacją”. Nadmierna kontrola, oparta na karach, strachu, represjach, prowadzi do jego zakłócenia. Zaburza wrodzony kompas. Człowiek staje się zależny od zewnętrznych regulatorów, cudzych oczekiwań i żądań. Buntując się przeciw temu, zaczyna postrzegać innych jako zagrożenie dla swego "ja".
Kary nie zmieniają źródeł niepożądanych zachowań. Nie czynią ludzi bardziej świadomymi konsekwencji swoich poczynań. Jeśli dziecko nie ma wewnętrznego przekonania o szkodliwości podejmowanych działań, kontrola skutkuje tylko na krótką metę. Kiedy znikają strażnicy, dzieci i tak robią swoje. Nawet jeśli robią to w atmosferze strachu przed tym, ze zostaną przyłapane. Jak pokazują badania – wiele dzieci karanych przez rodziców za nieprzestrzeganie niezrozumiałych dla nich reguł, poza domem łamało te zasady jeszcze w poważniejszym stopniu.
W
jaki sposób można towarzyszyć dziecku w rozwoju bez uciekania się
do kar? Przekonująco pisze o tym Alfie Kohn w rewelacyjnej książce
„Wychowanie bez nagród i kar”. Zdecydowanie zachęcam do
lektury.
Tomasz Tokarz
Tomasz Tokarz
Samo sedno.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy, dający do myślenia artykuł.
OdpowiedzUsuń