Powstanie. Kolejny epizod wielkiego samobójstwa nazywanego polskim udziałem w II wojnie światowej...
Polemika z ugruntowanymi tezami jest wręcz obowiązkiem refleksyjnego historyka. W sierpniu 1944 było wiele możliwych rozwiązań - każde złe, ale niektóre gorsze. Tak, zgodzę się - gorszych wedle współczesnej wiedzy, którą nie dysponowali podejmujący wówczas decyzje. Ale przecież na tym polega polityka historyczna, by wyciągać wnioski w oparciu o mądrość czerpaną z doświadczeń.
Powstanie było jedną z opcji - której początkowo nie brano pod uwagę. Warszawa miała być wyłączona z powstania zbrojnego - właśnie z uwagi na ogromne straty, jakich musiała doznać. I nagle decyzję zmieniono - pod wpływem argumentacji czysto politycznej czy wręcz sentymentalnej (wstrząsnąć sumieniem świata) a nie realnego oszacowania sił czy analizy szans.
Powstanie było prawdziwą apokalipsą. Nie zrealizowało żadnych celów - ani militarnych, ani politycznych, ani ideowych.
Powstanie było jedną z opcji - której początkowo nie brano pod uwagę. Warszawa miała być wyłączona z powstania zbrojnego - właśnie z uwagi na ogromne straty, jakich musiała doznać. I nagle decyzję zmieniono - pod wpływem argumentacji czysto politycznej czy wręcz sentymentalnej (wstrząsnąć sumieniem świata) a nie realnego oszacowania sił czy analizy szans.
Powstanie było prawdziwą apokalipsą. Nie zrealizowało żadnych celów - ani militarnych, ani politycznych, ani ideowych.
"Niestety wielu Polaków, pisze słusznie Paweł Zychowicz, uważa, że wojny są jakimś zbiorowym patriotycznym całopaleniem, w ramach którego co kilka pokoleń należy się dać wymordować. Że bez męczeństwa i masowych rzezi Polacy przestaną istnieć jako naród. Że wojny są jakimiś narodowymi rewolucjami."
Słyszę, że są rzeczy ważniejsze niż przeżycie. Co było ważniejsze? Honor? To czemu żaden oficer z komendy nie poświęcił życia? Czemu nie poszedł za mordowanymi kobietami w ogień? Czemu nie stanął ramię w ramię ze swoimi żołnierzami?
Duma? Duma z bycia Polakiem nie polega chyba na rzucaniu młodzieży uzbrojonej w łomy na gniazda karabinów maszynowych (z rozkazu gen. Chruściela: "broń powstańcy muszą zdobyć na nieprzyjacielu, atakując niemieckie punkty oporu (za pomocą siekier i kilofów”).
Powstanie powstrzymało sowiecką nawałę? W jaki sposób? Strefy wpływów już były dawno podzielone. Już w Teheranie w listopadzie 1943.
Tym, którym zależy na ludziach - negocjują (tym bardziej, że Niemcy o taką wcześniejszą kapitulację zabiegali). Tym, którym zależy na celach - traktują ludzi jako narzędzia do ich realizacji.
Gen. Chruściel-Monter napisał po latach: "Wszyscy, którzy rozpoczęli walkę wiedzieli, że idą na pewną śmierć. Pozostali zazdrościli poległym". Naprawdę wiedzieli?
Gen. Chruściel-Monter napisał po latach: "Wszyscy, którzy rozpoczęli walkę wiedzieli, że idą na pewną śmierć. Pozostali zazdrościli poległym". Naprawdę wiedzieli?
Słyszę często, no tak to absurdalna decyzja... ale bohaterom chwała. A ja myślę, że któryś z nielicznych już powstańców powinien powiedzieć: "Zabrakło nam wyobraźni. Chcieliśmy Niemca bić - ale nie wiedzieliśmy jak. Byliśmy pod wpływem adrenaliny. Cóż z tego - myśleliśmy - że tylko co dziesiąty z nas miał broń. Wydawało nam się, że możemy wszystko, że przecież damy radę. Ruszyliśmy z pięściami na bunkry, powodując krwawy odwet. Zamiast skapitulować po kilku dniach, w obliczu nieuchronnej katastrofy, unieśliśmy się dumą. Przed 62 dni głównie się cofaliśmy. Uciekaliśmy kanałami. A za nami rosła łuna ognia. Nie potrafiliśmy uchronić naszych bliskich przed rzeziami. Ginęły nasze matki, nasi bracia i siostry. Towarzyszył nam strach i poczucie klęski. Przepraszamy Was za to szaleństwo. I prosimy nie powtórzcie naszych błędów. Nigdy więcej!"
Tomasz Tokarz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz