niedziela, 16 sierpnia 2015

Towarzyszenie



Podstawową rzeczą, którą odkrywasz praktykując dialogową, partnerską rozmowę z drugim człowiekiem jest doświadczenie jego odmienności, różnorodności, unikalności. Mimo pozornych podobieństw każdy z nas stanowi niepowtarzalny podmiot, z własnymi swoistymi doświadczeniami, potrzebami, oczekiwaniami. 

W konsekwencji stopniowo odchodzisz od roli mentora,  porzucasz kostium hiperznawcy, nieomylnego autorytetu, który wie lepiej niż Twój rozmówca, jak powinien żyć, którą drogą kroczyć, jakich czynów unikać. Pojmujesz, że nie jesteś od przekonywania go do takich czy innych rozwiązań, tak samo jak nie jest twoim zadaniem naciskanie, poddawania presji czy stawianie ultimatum. 

Wyzbywasz się z czasem się tendencji do udzielania rad, wskazówek, sugestii. Zawsze to będą tylko przekazy zewnętrzne. Odbiorca może je wdrożyć, zastosować, zrealizować ale przez to nie staną się jego własnymi. Nigdy nie będzie się z nimi czuł, jak u siebie. Nie będzie do nich przekonany. 

Szybko pojawią się wahania, rozterki, dylematy. Ujawnią się wątpliwości, czy decyzja była na pewno właściwa. Efektem może być obarczanie doradzającego (Ciebie) winą za rozwój wypadków. Atrybucja, czyli przerzucanie odpowiedzialności za własne niepowodzenia na obiekt zewnętrzny, to w takim przypadku często stosowany mechanizm obronny. 

Po przeprowadzeniu pewnej liczby rozmów na zbliżone tematy, analizując podobne (choć przecież nigdy tożsame) sytuacje możesz popaść w pułapkę analogii, której efektem jest projektowanie. Zdarza ci się "wiedzieć", co rozmówca musi zrobić w danej sytuacji, doskonale "przewidywać" rozwój wypadków, czuć, co się może stać w wyniku podjęcia/niepodjęcia określonego działania. Pojawia się to charakterystyczne: "Wiem, jak będzie..." czy „Powinnnaś/powinieneś zrobić to i to”.  

Początkowo trudno się wyzbyć takich skłonności. Jest to jednak konieczne. Po pierwsze nigdy nie masz pewności, co rzeczywiście jest najlepsze dla drugiej osoby i jak potoczy się jej historia; po drugie – dla samej zasady nie powinieneś dostarczać nikomu gotowych rozwiązań, nawet będąc przekonany, co do ich słuszności. Tylko własne przeżycie, własne doświadczenie (co czasem oznacza bolesne zetknięcie z ziemią) pozwoli drugiej osobie naprawdę utożsamić się z dokonanym wyborem. Przyjąć go jako swój, zaakceptować i ponieść jego konsekwencje. 
Każdy sam odpowiedzialny jest za swoje życie. Nikt inny go za niego nie przeżyje. Nie weźmie na barki odpowiedzialności za dokonane wybory. Nie zapłaci frycowego. 

To, co możesz dać rozmówcy to przestrzeń (uważność, spokój, czas), w której odkryje, co potrzebuje, czego naprawdę pragnie. Najczęściej na drodze prób i błędów. W procesie konfrontacji z lękami, strachami, słabościami. Możesz stać obok niego i towarzyszyć mu w procesie zmiany. Tylko i aż tyle.


Tomasz Tokarz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz