Podstawową rzeczą, którą odkrywasz
praktykując dialogową, partnerską rozmowę z drugim człowiekiem jest
doświadczenie jego odmienności, różnorodności, unikalności. Mimo pozornych
podobieństw każdy z nas stanowi niepowtarzalny podmiot, z własnymi
swoistymi doświadczeniami, potrzebami, oczekiwaniami.
W konsekwencji stopniowo odchodzisz od
roli mentora, porzucasz kostium hiperznawcy, nieomylnego autorytetu, który wie lepiej niż Twój
rozmówca, jak powinien żyć, którą drogą kroczyć, jakich czynów unikać.
Pojmujesz, że nie jesteś od przekonywania go do takich czy innych rozwiązań,
tak samo jak nie jest twoim zadaniem naciskanie, poddawania presji czy
stawianie ultimatum.
Wyzbywasz się z czasem się tendencji do udzielania rad, wskazówek, sugestii. Zawsze to będą
tylko przekazy zewnętrzne. Odbiorca może je wdrożyć, zastosować, zrealizować
ale przez to nie staną się jego własnymi. Nigdy nie będzie się z nimi czuł, jak
u siebie. Nie będzie do nich przekonany.
Szybko pojawią się wahania, rozterki, dylematy. Ujawnią się wątpliwości, czy decyzja była na pewno właściwa. Efektem może być obarczanie doradzającego (Ciebie) winą za rozwój wypadków. Atrybucja, czyli przerzucanie odpowiedzialności za własne niepowodzenia na obiekt zewnętrzny, to w takim przypadku często stosowany mechanizm obronny.
Po
przeprowadzeniu pewnej liczby rozmów na zbliżone tematy, analizując podobne
(choć przecież nigdy tożsame) sytuacje możesz popaść w pułapkę analogii, której
efektem jest projektowanie. Zdarza ci się "wiedzieć", co rozmówca
musi zrobić w danej sytuacji, doskonale "przewidywać" rozwój
wypadków, czuć, co się może stać w wyniku podjęcia/niepodjęcia określonego
działania. Pojawia się to charakterystyczne: "Wiem, jak będzie..."
czy „Powinnnaś/powinieneś zrobić to i to”.
Początkowo trudno się wyzbyć takich
skłonności. Jest to jednak konieczne. Po pierwsze nigdy nie masz pewności, co
rzeczywiście jest najlepsze dla drugiej osoby i jak potoczy się jej historia;
po drugie – dla samej zasady nie powinieneś dostarczać nikomu gotowych
rozwiązań, nawet będąc przekonany, co do ich słuszności. Tylko własne
przeżycie, własne doświadczenie (co czasem oznacza bolesne zetknięcie z ziemią)
pozwoli drugiej osobie naprawdę utożsamić się z dokonanym wyborem. Przyjąć go
jako swój, zaakceptować i ponieść jego konsekwencje.
Każdy sam odpowiedzialny jest za swoje życie. Nikt inny go za niego nie przeżyje. Nie weźmie na barki odpowiedzialności za dokonane wybory. Nie zapłaci frycowego.
Każdy sam odpowiedzialny jest za swoje życie. Nikt inny go za niego nie przeżyje. Nie weźmie na barki odpowiedzialności za dokonane wybory. Nie zapłaci frycowego.
To, co możesz dać rozmówcy to
przestrzeń (uważność, spokój, czas), w której odkryje, co potrzebuje, czego
naprawdę pragnie. Najczęściej na drodze prób i błędów. W procesie konfrontacji
z lękami, strachami, słabościami. Możesz stać obok niego i towarzyszyć mu w
procesie zmiany. Tylko i aż tyle.
Tomasz Tokarz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz