poniedziałek, 9 stycznia 2017

Nieistotne dyskursy o edukacji

Od dziesięciu lat para idzie w gwizdek. Dyskurs edukacyjny opanowany został przez pierdoły. Najpierw rzesze debatowały czy w szkołach mają być mundurki czy nie. Potem, czy do szkół maja iść sześciolatki czy siedmiolatki. Teraz - czy lepszy jest model z gimnazjami czy bez gimnazjów. Jakież to ma znaczenie? Angażujemy się w żarliwe spory dotyczące trzeciorzędnych kwestii - z punktu widzenia dobra naszych dzieci.

Czy horyzonty rządzących nie wykraczają poza zagadnienia podziału kształcenia na odcinki czasowe? Czy istotnie chcą marnotrawić nasz czas rzucając nam tematy w stylu: przymus edukacyjny winien rozpoczynać się od ... roku życia? Czy popierające reformę masy wierzą, że wystarczy skasować gimnazja a polska oświata odpowie na współczesne wyzwania? Czy ich oponenci uważają, że wystarczy powstrzymać reformę, aby zbudować szkołę adekwatną do aktualnych potrzeb społecznych?

Mam wrażenie, że nieustannie krążymy wokół tych samych drobiazgów - nieistotnych wobec naprawdę ważnych pytań: jaka ma być rola szkoły u progu III tysiąclecia? Jakie ma być w niej miejsce ucznia i nauczyciela? Jak ma wyglądać proces uczenia, który służyłby harmonijnemu rozwojowi wszystkich członków szkolnej wspólnoty? Który zapewniłby możliwość rozwijania indywidualnego potencjału naszych dzieci a jednocześnie przygotował je do aktywnego działania w demokratycznym społeczeństwie?

Koncentrujemy się wciaż na starym, przebrzmiałym paradygmacie, opartym na modelu pruskiej edukacji podporządkowanej państwu. Co najwyżej zastanawiamy się jak rozluźnić krępujący gorset - zamiast jak go zlikwidować. Czas zbudować szkołę na nowo. Ale wcześniej trzeba to porządnie przedyskutować. Zacznijmy rozmowę na poważne tematy zamiast tracić czas i energię na tematy bez znaczenia.
Tomasz Tokarz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz