Nie jestem emocjonalnym native speakerem. Język uczuć to dla mnie jak suahili, obcy język którego się uczę doświadczając i poznając postawowe reguly. Jakoś idzie. Mysle że nawet osiagnalem w nim pewna bieglość. Choć nigdy nie będzie mym naturalnym.
Najtrudniejsze są dla mnie jego kolektywne emanacje. Zupełnie nie czuję tych zbiorowo-narodowych uniesień i traum. Patrzę na nie z podobną ciekawością jak etnograf na rytuały wysp triobriandzkich, bez oceniania, ze zdziwieniem typowym dla innego...
Tomasz Tokarz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz