Phillip Jackson na podstawie badań prowadzonych w amerykańskich szkołach (1968 rok) sformułował pojęcie „school-wise”, czyli człowiek „mądry na szkołę”. To jednostka, która opanowała reguły szkolnej gry. Nauczyła się przetrwać w świecie dziwnych wymogów (zarówno oficjalnych, jak i nieoficjalnych).
"W miarę życia w szkole, pisze Jackson, uczeń uczy się podporządkowywać własne życzenia woli nauczyciela i poskramiać własne działania w interesie wspólnego dobra. Uwikłany w sieć reguł, przepisów i rutynowych zachowań, uczy się być biernym i posłusznym. Uczy się tolerować małe frustracje oraz akceptować plany i programy wyższych przełożonych, nawet gdy nie poddano ich uzasadnienia, a ich znaczenie jest niejasne. Jak członkowie wielu innych instytucji uczy się wzruszać ramionami i mówić „tak toczy się świat”.
Uformowany w ten sposób absolwent staje się tzw. „człowiekiem organizacji”. Jest przystosowany do pracy instytucjach biurokratycznych: urzędach, fabrykach, korporacjach. Nie nadaje się jednak na innowatora, refleksyjnego eksploratora świata, pioniera nowych rozwiązań, badacza.
„Osoba ciekawa angażuje się w próby, poszukiwania i eksperymenty wykluczające pasywny konformizm. (…) musi mieć nawyk podważania autorytetu i kwestionowania tradycji. Musi dążyć do wytłumaczenia rzeczy niejasnych”.
Jednak szkoła, wskazuje Jackson, nie była nastawiona na tworzenie przestrzeni pod kształtowanie się osób twórczych...
Czy te analizy nie są adekwatne także w polskich warunkach?
Tomasz Tokarz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz