Czytam internetowe komentarze na temat projektów zmian w edukacji. Sporo, naprawdę sporo, jest głosów w stylu - "dobrze, wreszcie będzie porządek - gównarzeria zacznie się uczyć" albo "tak, więcej dyscypliny, więcej faktów, koniec z pobłażaniem głupkom, którzy nie wiedzą gdzie leży Plock". Zadziwia mnie ta wiara w edukacyjną wartość przymusu, nacisku, przykręcania śruby.
Tym bardziej, że poziom hejtu, agresji, zawiści absolwentów peerelowskiej szkoły (tak opiewanej przez nich) nie świadczy o tym, że ich edukacja pomogła im zbudować wewnętrzny spokój, dała poczucie spełnienia, sensu, życiowej satysfakcji. Ich decyzje wyborcze także nie są dowodem na wysoką świadomość polityczną i ekonomiczną.
Co zatem dała im szkoła zdominowana przez przemoc i hierarchię? Skąd ten sentyment do bata i marchewki? Czy komentujący naprawdę uważają, że odpowiedzią na wyzwania XXI wieku ma być jeszcze więcej formowania, jeszcze więcej ideologii, jeszcze więcej wkuwania faktów?
Tomasz Tokarz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz