Z mojej perspektywy kapitalizm nie równa się gospodarce wolnorynkowej. Trzeba wreszcie zaprzestać mieszania tych pojęć. Uważam się za antykapitalistę a jednocześnie wolnorynkowca (orędownika własności prywatnej i idei swobodnej wymiany dóbr). Kapitalizm to dla mnie etatystyczny system władzy klasowej którzy zapewnia kapitalistom (posiadaczom kapitału) przywileje podobne do tych, które posiadali właściciele ziemscy. Państwo jest w tym ujęciu nie tyle przeciwnikiem ile ochroniarzem oligarchii finansowej. Tymczasem wolny rynek to system w którym każdy człowiek posiada (szeroko rozumiane) środki produkcji i wymienia się z innymi produktami własnej pracy.
Nie przekonuje mnie neoliberalizm, z jego komasacją kapitału, dysproporcjami ekonomicznymi, jałowością i pustką ideową. Równie daleki jest mi jednak państwowy socjalizm, z jego maszyną biurokratyczną duszącą aktywność, centralizujący i uniformizujący obywateli. W sumie oba te modele są dla mnie stronami tej samej oligarchicznej monety.
Wierzę wciąż w potęgę świadomych działań jednostek, niepowtarzalnych indywiduów, mających wyjątkowe umiejętności i predyspozycje, poszukujących spełnienia i sensu, wymieniających się swobodnie dobrami z innymi jednostkami, wspierających się wzajemnie na drodze do wspólnego interesu. Jest w tym i Mises, i Erhard, i Abramowski, i Proudhon. Być może najlepszą nazwą dla tej eklektycznej doktryny byłby kooperatywizm albo mutualizm (Carson), godzący idee wolnego rynku z zasadą solidarności.
A państwo? W mojej utopii (eutopii) mogłoby działać jako coach - niedyrektywny organizator przestrzeni służącej rozwojowi obywateli, wspierający ich w realizacji osobowego potencjału i działaniu na rzecz innych...
A państwo? W mojej utopii (eutopii) mogłoby działać jako coach - niedyrektywny organizator przestrzeni służącej rozwojowi obywateli, wspierający ich w realizacji osobowego potencjału i działaniu na rzecz innych...
Tomasz Tokarz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz