Paradoksalnie to, co robi PiS w obszarze oświaty będzie miało konsekwencje ożywcze. Oczywiście efekt będzie nieintencjonalny, niezgodny z zamierzeniami władzy, ale to już problem braku wyobraźni domorosłych architektów polityki edukacyjnej.
Co się według mnie stanie? Niewątpliwie wzrośnie świadomość obywateli na temat edukacji, jej znaczenia i roli w życiu społecznym. Trudno przypuścić, aby działania centralizacyjne i uniformizacyjne pozostały bez echa. Zarzewia fermentu są jest już zresztą widoczne.
Wśród osób o poglądach liberalnych wzrosną tendencje do wychodzenia na obrzeża sytemu. W efekcie popularność zyskają różne alternatywne placówki edukacyjne, które (z oczywistych względów) będą mogły pozwolić sobie na większą niezależność niż szkoły państwowe. Jeszcze większym zainteresowaniem zacznie cieszyć się edukacja domowa (homeschooling), a także, bazujące na typowych dla niej rozwiązaniach (realizacja obowiązku szkolnego poza szkołą) - grupy unschoolingowe, wolne szkoły, różnego rodzaju kooperatywy samouczące się.
W krótkiej perspektywie może to się okazać funkcjonalne dla władzy - najbardziej kontestujący rodzice wyniosą się z konwencjonalnych szkół, rezygnując ze zmiany systemu od środka (pojawia się niebezpieczeństwo, że placówki alternatywne pełnić będą rolę wentyli bezpieczeństwa).
Jednak na dłuższą metę skutki będą pozytywne. Placówki alternatywne zostaną oswojone w odbiorze społecznym. Przestaną być postrzegane jako fanaberie dla zamożnych lub miejsce zrzutu dla nieprzystosowanych. Wraz ze wzrostem zainteresowania taką formą edukacji spadną też koszty uczestnictwa w niej. Upowszechnieniu ulegną także stosowane tam metody. Z czasem idee zaczną promieniować na szkoły konwencjonalne. Jestem dobrej myśli...
Tomasz Tokarz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz