Tekst w "Rzeczpospolitej" o biciu dzieci jako wyrazie miłości znalazł entuzjastę. Okazał się nim Łukasz Warzecha. Przeciwników klapsa określił mianem lewaków. Okazuje się, że szacunek do dziecka i traktowanie go w kategorii podmiotu (a nie przedmiotu do obrabiania) jest lewactwem.
Ale do rzeczy. Autor stawia w swoim artykule zaiste karkołomną tezę, że traktowanie dziecka po partnersku jest uderzeniem w rodzinę, które może prowadzić nawet do... pedofilii. Równie dobrze mógłbym uzasadniać tezę, że to autorytarna dominacja rodzica nad dzieckiem rozbija rodzinę, przekształcając ją w instytucję władzy i opresji. Co więcej, zamienia dziecko w niewolnika i ofiarę
Swego czasu Janusz Korwin Mikke bronił całkiem serio (!) prawa rodziców do trzymania dzieci w skrzynkach i beczkach - uzasadniając to, naturalnie, świętym przywilejem rodzicielskim. Autor wydaje się iść tym tropem. Sugeruje, że "relacja rodzic dziecko jest unikatowa i rodzi się swoimi prawami". Czyli nie obowiązują tej relacji przepisy polskiego prawa? Rodzic może w imię unikatowości relacji robić z dzieckiem, co uznaje za właściwe?
Autor pisze, że są rodzice którzy "muszą robić to co jakiś czas [wymierzać klapsa], bo jest to jedyny bodziec, jaki ich dziecko jest w stanie sobie przyswoić i zapamiętać – dla własnego dobra". Czy rzeczony publicysta naprawdę uważa, że są dzieci, na które działa jedynie bicie? I nie dostrzega braku logiki w wypowiedzi? Bo skoro te dzieci muszą być bite co jakiś czas, to skąd wniosek, że klaps na nie działa? To chyba właśnie dowód na przeciwskuteczność klapsów.
Zadziwia mnie, przyznaję, totalny brak wyobraźni obrońców klapsa. Ich niemożność wyobrażenia sobie innej formy relacji w rodzinie, niż ta oparta na przemocy, na stymulowaniu karami i groźbami. A najbardziej irracjonalna wydaje się ich szczera wiara w to, że klaps jest przejawem autentycznej miłości rodzicielskiej. Oznacza to bowiem, że może być wymierzany na zimno. Jako forma troski. Coś w rodzaju przytulenia au rebours?
W XIII wieku Wincenty z Beauvais napisał traktat opiewający bicie chłopców rózgą. Wyliczał skrupulatnie powody dla których tłuczenie młodzieńca po grzbiecie wyjdzie mu na dobre. Czyżby hasło "nowego średniowiecza", lansowane przez prawicowych publicystów, zyskało nowy wymiar?
Tomasz Tokarz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz