Chcesz poruszyć odbiorcę? Spowodować, by działał w określony sposób? Chcesz zmienić jego postawy i zachowania? Odwołaj się do jego uczuć, użyj języka nacechowanego emocjonalnie, porusz nim, wstrząśnij i zmieszaj- to podstawowa zasada wywierania wpływu.
Tak działają wielcy przywódcy, wielcy mówcy, wielcy artyści. Wykorzystując emocje (lęki i pragnienia) sterują tłumem. W konsekwencji zaszczepiają w nas określone idee, impulsy, odczucia. Jak w "Incepcji" - zostawiają po sobie ślad, nasiono, które kiełkuje.
Mam z tym problem. Kiedy zauważam, jak ktoś świadomie manipuluje emocjami, by wzmacniać przekaz zapala mi się ostrzegawcza lampka. Czy takie działanie nie znacza przedmiotowego traktowania odbiorcy? Gdzie racjonalna analiza? Gdzie zdrowy rozsądek? Gdzie siła argumentów?
Czy mamy prawo igrać cudzymi emocjami? Bawić się ich uczuciami? Kierować nimi? Kanalizować je? Nawet dla najszlachetniejszego, w naszym przekonaniu, celu? Dla realizacji najdonioślejszej, w naszym rozumieniu, misji?
Kiedy sam tego doświadczam uruchamia mi się instynkt samozachowawczy. Pojawiają się pytania: o co chodzi nadawcy? Czemu chce wejść do mojej głowy? Co chce mi sprzedać? Jaką idee wprowadzić do umysłu? Czy gra na emocjach dla samej przyjemności grania (wirtuozi emocji), czy po to, by realizować jakiś cel?
Kiedy nas coś poruszy, mocno aż do trzewi - poczekajmy z działaniami. Warto sprawdzić, na czy rzeczywiście uruchomione emocje są nasze, czy są jedynie efektem zewnętrznych wprowadzeń...
Tomasz Tokarz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz