Jednym z mitów obecnych w narracjach edukacji alternatywnej (bardzo mi bliskiej zresztą) jest tzw. mit praktycyzmu. Wyraża sie przekonaniem, że szkoła ma przede wszystkim przygotowywać do życia (cokolwiek to znaczy) oraz, że szkoły alternatywne robią to dużo lepiej niż konwencjonalne.
Przejawem tej tendencji jest postulat zredukowania zakresu tzw. wiedzy akademickiej na rzecz przekazu praktycznych umiejętności - użytecznych w codziennym zyciu. I tak informacje, przykładowo, o cosinusie, amebie, flogistonie czy przywileju koszyckim ukazywane sa jako zbędne, obciążające niepotrzebnie umysł, odciągające od autentycznych problemów otaczającej rzeczywistości. Trudno mi się zgodzić z takim punktem widzenia.
Po pierwsze, prosta użyteczność nie może być zasadniczym celem kształcenia. Podstawą edukacji jest przecież tworzenie przestrzeni do lepszego rozumienia siebie i świata. Chodzi o poszerzanie świadomości.
Po drugie, nawet jesli uznamy praktyczność za ważną wartość (z tym się zgadzam), to przecież trudno odgórnie podzielić wiedzę na użyteczną i nieużyteczną. To od podmiotu poznającego zalezy, w jaki sposób wykorzysta dane, jakie posiada. Kazda informacja moze byc przydatna, o ile wiemy jak jej użyc. O ile potrafimy wyciągnąć z niej cos dla siebie. Ogranicza nas tylko kreatywność, wyobraźnia i świadomość.
Często na zajęciach wykorzystuję wiedzę z obszarów pozornie niezwiązanych z tematyką wykładów czy ćwiczen. Bardzo wiele ciekawych tendencji społecznych mozna ilustrować odwołując sie chociażby do znajomości funkcjonowania wspominanej wyżej ameby.
Problemem współczesnej szkoły nie jest to, że przekazuje wiedzę. Polega na tym, że nie robi tego sensownie. W konsekwencji obrzydza ją. Bazuje na przymusie, absurdalnych karach i nagrodach, monotonnych dyktowaniach oraz odmóżdżających testach. Nie otwiera głów. Nie przygotowuje do wykorzystania treści, które stara się, w sposób archaiczny, transmitować. W efekcie staje się niefunkcjonalna - nie realizuje podstawowych celów, do których została powolana.
Czas to zmienić. Ale zmiana nie powinna polegać na tym, ze przekształcimy szkoły w grupy radosnego biegania w kółko. O wiele bardziej przemawia do mnie metafora laboratorium czy małej uczelni...
Tomasz Tokarz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz