Przeczytałem właśnie, że genialny dziewięciolatek rozpoczął studia na politechnice. Jak to? Bez matury? Bez przejścia wszystkich etapów standardowej edukacji? Nie może być. Przecież, jak często czytam, dziecko jako niedoskonała istota nie może obyć się bez długoletniej obróbki merytorycznej prowadzonej przez dorosłych.
Przykład ten pokazuje, jak mocne blokady są w naszych głowach. Nas wszystkich. Nawet ci wierzący w potencjał dzieci oburzali się kiedy Antoni Macierewicz dobrał sobie małoletniego doradcę (21 lat). Jakież krytyczne głosy się posypały. Ileż pogardy w nich było.
Nie twierdzę, że Edmund Janninger był najlepszym kandydatem. Ale jedyny argument przeciw dotyczył wieku. A przecież Aleksander Wielki miał ledwo po 20. kiedy rozpoczął drogę do tytułu największego zdobywcy starożytności. A Baldwin IV niespełna 16, kiedy rozbijał w puch zastępy saraceńskie pod Montgisard. Takich przykładów było wiele.
Czy rzeczywiście wiek świadczy o wartości człowieka? Ci po 30. są dojrzali i mądrzy, zdolni do autonomicznego kierowania własnym życiem? A ci przed 20. to zwykłe niedojrzałe dzieci, które potrzebują, by im dokładnie zaplanować życie - poprzez szkołę? Trochę to trąci "ejdżyzmem" (age) - dyskryminacją wiekową.
Matematyczny talent jesteśmy w stanie zauważyć u dziewięciolatka. Ale ileż talentów nie odkrywamy wśród dzieci dlatego, że nie są związane z tradycyjnymi obszarami akademickimi? Albo są wyrażane za pomocą niestandardowych środków? Dlaczego tak mocno przywiązani jesteśmy do wiekowych hierarchii?
Tomasz Tokarz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz